KIM JESTEM
MOJE DNA
Są w życiu momenty zwrotne, po których nic już potem takie samo nie jest. Ale też to właśnie one pozwalają dostrzec inną perspektywę i dają nowe możliwości.
Miałam 30 lat, rodzinę, własne, wymarzone biuro podróży, dwóch pracowników. Wszystko było poukładane i miało sens.
W piękne majowe popołudnie przerażony mój starszy syn Łukasz chaotycznie tłumaczył jak to się stało. Że nie mógł nic zrobić, że nagle i co teraz będzie…
W piękne majowe popołudnie przerażony mój starszy syn Łukasz chaotycznie tłumaczył jak to się stało. Że nie mógł nic zrobić, że nagle i co teraz będzie. I sąsiad, że ciężarówka i jak to dobrze, że pusta i że po deszczu hamował, ale wybiegł. Okrutna wiadomość. Wypadek. Filip, mój młodszy syn. Przerażenie i strach. Szpital.
I jeszcze nie mniejsze przerażenie Łukasza, co teraz z nim? Krzyk i ból nie do zniesienia widać było bez słów. Poprzyklejane do ciała poszarpane ubrania i on, cały we krwi.
Na uratowanie nogi lekarz dyżurny nie dawał szczególnych szans.
Pani ordynator przyjechała godzinę potem. Operacja – wieczność. Z bijącym w niebogłosy sercem słuchałam każdego słowa, gdy nad ranem wszystko się skończyło.
– Miał szczęście. Kości są całe, mięśni w większości brakuje, no i to pokiereszowane kolano.
Zrobiłam co mogłam. Wyczyściłam, mnóstwo było asfaltu, kamieni, żwiru. Ponaciągałam, pocerowałam, musimy czekać.
Następne 9 dób w nieoczekiwaniu na zgorzel nie jadłam, nie spałam, nawet chyba nie oddychałam. Wąchałam. Ona najpierw zapachem się objawia.
Groza tamtych dni.
Przetrwaliśmy. Wszyscy. Kolejne dwa miesiące przyniosły następne operacje i nowe niepokoje. Przyniosły kolejny ból i cierpienie. Wreszcie przeszczepy. Na ogromnej powierzchni nogi. Uratowana, bezwładna, wymagała rehabilitacji od zaraz.
Idziemy do domu. Wreszcie. I pani ordynator, serdecznie – tylko jeszcze na rehabilitację zapisać się trzeba. Będzie dobrze, dwa, trzy miesiące i powinien po trochu chodzić. Trzymałam na rękach chucherko. Miał 9 lat i 18 kg z gipsem.
Oddział rehabilitacji. Stoimy przed zamkniętymi drzwiami czas jakiś. Nieuśmiechnięta pani patrzy na skierowanie. Że nie ma miejsc, że nic nie może zrobić i żebym za trzy miesiące się zgłosiła. Szok!
Następne kilka godzin przyniosły radość powrotu do domu, ale też paniczne poszukiwania nie wiadomo czego. Wreszcie umysły zaczęły działać, po nich zaczęliśmy i my.
Zaprzyjaźniony z nami Roman, lekarz ortopeda wyjaśniał jak jest, że nie tak dużo trzeba. Łóżko specjalne, z obciążnikami, z blokami, dwa urządzenia stymulujące porażone nerwy powinny wystarczyć. I Wojtek, rehabilitant dorobiłby chętnie trochę.
Decyzję podjęłam w godzinę. Działamy. Pozostało tylko zdobyć pieniądze. Nowe biuro, ledwie stanęliśmy na nogach i nieoceniony Janusz, mój mąż. Banki, kredyty, malowanie, potrzebne urządzenia. Zaadoptowane wolne obok biura pomieszczenia. I jeszcze Wojtek. Od kiedy zaczynam?
W trzy tygodnie działało wszystko. My działaliśmy, Wojtek działał, Filip, urządzenia działały, tydzień później nawet noga Filipa. Radość, ulga, duma. Dało się, zrobiliśmy, hura!
Niedopilnowane biuro. Pustkami świecił wyposażony gabinet, Wojtek dorobiłby więcej.
Moje pomysły goniły następne. To pewne, inne dzieci czekają, może rodzice nie mają pomysłu albo odwagi?
Ogłoszenia, ulotki, plakaty. Wojtek zaczął na pół etatu. Krzywe kręgosłupy, inne problemy.
Roman polecił ortopedę. Drugie, większe pomieszczenie przeznaczyliśmy na gimnastykę korekcyjną. Grupa ranna, wieczorna, lekarze różnych specjalności.
W ciągu roku byłam właścicielem przychodni medycznej. Wymarzone biuro podróży nie istniało.
Trzy lata po wypadku Filipa Wojewoda Radomski wpisał naszą firmę do rejestru Niepublicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej nr 1 w Radomiu. 10 lat później zatrudnialiśmy 30 pracowników.
KIM JESTEM
moje dna
Są w życiu momenty zwrotne, po których nic już potem takie samo nie jest. Ale też to właśnie one pozwalają dostrzec inną perspektywę i dają nowe możliwości.
Miałam 30 lat, rodzinę, własne, wymarzone biuro podróży, dwóch pracowników. Wszystko było poukładane i miało sens.
W piękne majowe popołudnie przerażony mój starszy syn Łukasz chaotycznie tłumaczył jak to się stało. Że nie mógł nic zrobić, że nagle i co teraz będzie. I sąsiad, że ciężarówka i jak to dobrze, że pusta i że po deszczu hamował, ale wybiegł. Okrutna wiadomość. Wypadek. Filip, mój młodszy syn. Przerażenie i strach. Szpital.
I jeszcze nie mniejsze przerażenie Łukasza, co teraz z nim? Krzyk i ból nie do zniesienia widać było bez słów. Poprzyklejane do ciała poszarpane ubrania i on, cały we krwi.
Na uratowanie nogi lekarz dyżurny nie dawał szczególnych szans.
Pani ordynator przyjechała godzinę potem. Operacja – wieczność. Z bijącym w niebogłosy sercem słuchałam każdego słowa, gdy nad ranem wszystko się skończyło.
– Miał szczęście. Kości są całe, mięśni w większości brakuje, no i to pokiereszowane kolano.
Zrobiłam, co mogłam. Wyczyściłam, mnóstwo było asfaltu, kamieni, żwiru. Ponaciągałam, pocerowałam, musimy czekać.
Następne 9 dób w nieoczekiwaniu na zgorzel nie jadłam, nie spałam, nawet chyba nie oddychałam. Wąchałam. Ona najpierw zapachem się objawia.
Groza tamtych dni.
Przetrwaliśmy. Wszyscy. Kolejne dwa miesiące przyniosły następne operacje i nowe niepokoje. Przyniosły kolejny ból i cierpienie. Wreszcie przeszczepy. Na ogromnej powierzchni nogi. Uratowana, bezwładna, wymagała rehabilitacji od zaraz.
Idziemy do domu. Wreszcie. I pani ordynator, serdecznie – tylko jeszcze na rehabilitację zapisać się trzeba. Będzie dobrze, dwa, trzy miesiące i powinien po trochu chodzić. Trzymałam na rękach chucherko. Miał 9 lat i 18 kg z gipsem.
Oddział rehabilitacji. Stoimy przed zamkniętymi drzwiami czas jakiś. Nieuśmiechnięta pani patrzy na skierowanie. Że nie ma miejsc, że nic nie może zrobić i żebym za trzy miesiące się zgłosiła. Szok!
Następne kilka godzin przyniosły radość powrotu do domu, ale też paniczne poszukiwania nie wiadomo czego. Wreszcie umysły zaczęły działać, po nich zaczęliśmy i my.
Zaprzyjaźniony z nami Roman, lekarz ortopeda, wyjaśniał jak jest, że nie tak dużo trzeba. Łóżko specjalne, z obciążnikami, z blokami, dwa urządzenia stymulujące porażone nerwy powinny wystarczyć. I Wojtek, rehabilitant, dorobiłby chętnie trochę.
Decyzję podjęłam w godzinę. Działamy. Pozostało tylko zdobyć pieniądze. Nowe biuro, ledwie stanęliśmy na nogach i nieoceniony Janusz, mój mąż. Banki, kredyty, malowanie, potrzebne urządzenia. Zaadoptowane wolne obok biura pomieszczenia. I jeszcze Wojtek. Od kiedy zaczynam?
W trzy tygodnie działało wszystko. My działaliśmy, Wojtek działał, Filip, urządzenia działały, tydzień później nawet noga Filipa. Radość, ulga, duma. Dało się, zrobiliśmy, hura!
Niedopilnowane biuro. Pustkami świecił wyposażony gabinet, Wojtek dorobiłby więcej.
Moje pomysły goniły następne. To pewne, inne dzieci czekają, może rodzice nie mają pomysłu albo odwagi?
Ogłoszenia, ulotki, plakaty. Wojtek zaczął na pół etatu. Krzywe kręgosłupy, inne problemy.
Roman polecił ortopedę. Drugie, większe pomieszczenie przeznaczyliśmy na gimnastykę korekcyjną. Grupa ranna, wieczorna, lekarze różnych specjalności.
W ciągu roku byłam właścicielem przychodni medycznej. Wymarzone biuro podróży nie istniało.
Trzy lata po wypadku Filipa Wojewoda Radomski wpisał naszą firmę do rejestru Niepublicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej nr 1 w Radomiu. 10 lat później zatrudnialiśmy 30 pracowników.
ŚCIEŻKA DOKONAŃ
I SPEŁNIONYCH MARZEŃ
GALERIA
DOŚWIADCZENIE · OSIĄGNIĘCIA · PODRÓŻE
EWA WIDULIŃSKA
FACYLITATOR · MÓWCA · COACH · TRENER
DLACZEGO
współpracuję z Ewą Widulińską?
Świetnie pracuje się z Ewą, bo to bardzo otwarta i ciepła osoba. Cenię ją za to, że ma ciekawe idee i koncepcje, które profesjonalnie, konsekwentnie i z wielka dbałością o szczegóły realizuje. Dla mnie jako grafika najważniejsze jest to, że mamy zbliżone poczucie estetyki, podobne rzeczy nam się podobają, co przy stałej, intensywnej współpracy przy rozbudowanych projektach jest właściwie niezbędne. Rozumiemy się w pół słowa – to duży komfort!
Małgorzata Łuczak
Graphic Designer
Praca z Ewą jest jak piękna, inspirująca i rozwojowa rozmowa. Ewa przyciąga do siebie wspaniałą energią, kobiecym czarem, mądrością życiową oraz imponującym doświadczeniem biznesowym. Najważniejsze dla mnie jednak jest jej indywidualne podejście do człowieka i jego historii, jej zaangażowanie i umiejętność wyciągnięcia potencjału z każdego. Niezwykłym talentem Ewy jest jej umiejętność uchwycenia prawdziwych emocji, które często są ukryte a stanowią wielka moc człowieka i są odpowiedzią na jego najważniejsze pytania…
Katarzyna Sermak
Artist
Z Ewą poznałyśmy się podczas sesji rodzinnej i bardzo szybko złapałyśmy kontakt. Od tamtej pory spotykamy się regularnie na sesjach prywatnych i biznesowych. Czasami udaje mi się spotkać na drodze zawodowej osoby z którymi czuję się tak, jakbyśmy znały się od zawsze. Współpraca układa się wtedy płynnie i jej efekty są spektakularne. Tak właśnie czuję się pracując z Ewą. Każde sesja to nowe wyzwanie i odkrywanie kolejnych płaszczyzn działań Ewy. Myślę, że udaje mi się uchwycić jej charyzmę, energię i pozytywną aurę i mam nadzieję, że stworzymy wspólnie jeszcze wiele odsłon jej wizerunku.
Karolina Pierzchalska
Photographer
Ewa jest ciekawa drugiego człowieka, to niezwykły dar w czasach, kiedy każdy chce promować siebie. Lubi słuchać, ale jeszcze bardziej lubi dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem. A jest osobą niezwykle inteligentną, ambitną i pracowitą. Ponieważ sama ma ogromne doświadczenie i sukcesy, jej praca jest nastawiona na drugiego człowieka.
Na jego rozwój i doskonalenie. Ewa jest niezwykle ciepła i otwarta, ale też konkretna i wymagająca, każdego dnia realizuje swój wyznaczony cel. Już po pierwszych rozmowach i spotkaniach z Ewą, ja sama zaczęłam zmieniać swoje życie. Więcej od siebie wymagam, chcę się rozwijać, uporządkowałam plan dnia, a wraz z tym przyszła wiara, że mogę więcej i stać mnie na więcej. Dziękuję.
Anna Skrok
Publishing Supporter
Współpraca z Ewą to nieustanne odkrywanie tego, co najważniejsze w naszym życiu i w naszym biznesie. Jej doświadczenie życiowe i biznesowe imponują, ale jednocześnie nie przytłaczają – sprawiają, że człowiek otwiera się na nowe możliwości i widzi nową perspektywę. Ewa to niesamowita osoba! Potrafi wydobyć potencjał z każdego człowieka, dostrzec to, co istotne i wskazać kierunek, w którym warto podążać. Każda rozmowa z Ewą to otwarcie nas dla nas oraz nas dla świata i to jest w tym najpiękniejsze!
Lidia Kardasz
Virtual Assistant
Z Ewą współpracuję od kilku lat i przez ten czas stała mi się bardzo bliska. Ma niezwykłą zdolność do prowadzenia ludzi ku ich najlepszej drodze, jest wspaniałym mentorem. Jest wymagająca, wie, czego chce, ale też wspierająca i pomocna na każdej płaszczyźnie – czy zawodowej, czy osobistej. Współpraca z Ewą, mimo że intensywna, to czysta przyjemność.
Weronika Mączka
Graphic Designer & Kinesiologist
WARTOŚCI
MOJEGO ŻYCIA
Każdego dnia żyję wdzięczna za to, co teraz mam i za to, co przede mną życie niesie. Różnorodnie. Albo obficie.
A to oznacza, że bez względu na to, ile zasobów aktualnie posiadam, zawsze jest więcej wokół mnie.
Bo przecież nie tylko o więcej pieniędzy chodzi każdego dnia, ale też o więcej możliwości, więcej szans, więcej miłości i nadziei więcej. I to właśnie te wartości stanowią dla mnie o obfitości życia i właśnie za nie wszystkie wdzięczna jestem każdego dnia.
Bo przecież nie tylko o więcej pieniędzy chodzi każdego dnia, ale też o więcej możliwości, więcej szans, więcej miłości i nadziei więcej. I to właśnie te wartości stanowią dla mnie o obfitości życia i właśnie za nie wszystkie wdzięczna jestem każdego dnia.
DOŁĄCZ
do nas
Sama o sobie
SAMA
O SOBIE
Jestem jak busola.
Zawsze wiem, który kierunek w drodze wyznaczam.
Nie urodziłam się w czepku ani ze srebrną łyżeczką, ale po drodze wykorzystałam wiele szans, aby taką osobą się stać. Zmieniałam swoje położenie i zmieniałam swoje życie. Wielokrotnie.
Myślę, że stałam się kimś, kto nie tylko może określone rzeczy posiadać, ale przede wszystkim może zrealizować to, o czym postanowi.
Urzeczywistniłam większość swoich dotychczasowych marzeń, za które jestem z siebie dumna. Czuję się osobą przełomową w swojej rodzinie, społeczności, mieście. Poszłam inną drogą niż moje wcześniejsze pokolenia i nie zawróciłam.
Pracuję i mieszkam na dwóch kontynentach, w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. A moje trzy najważniejsze wartości to odwaga, zdrowie i osiągnięcia.
Ewa Widulińska
Założycielka Akademii Zdrowego Człowieka i Akademii Liderów
SAMA
O SOBIE
Jestem jak busola.
Zawsze wiem, który kierunek w drodze wyznaczam.
Nie urodziłam się w czepku ani ze srebrną łyżeczką, ale po drodze wykorzystałam wiele szans, aby taką osobą się stać. Zmieniałam swoje położenie i zmieniałam swoje życie. Wielokrotnie.
Myślę, że stałam się kimś, kto nie tylko może określone rzeczy posiadać, ale przede wszystkim może zrealizować to, o czym postanowi.
Urzeczywistniłam większość swoich dotychczasowych marzeń, za które jestem z siebie dumna. Czuję się osobą przełomową w swojej rodzinie, społeczności, mieście. Poszłam inną drogą niż moje wcześniejsze pokolenia i nie zawróciłam.
Pracuję i mieszkam na dwóch kontynentach, w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. A moje trzy najważniejsze wartości to odwaga, zdrowie i osiągnięcia.
Ewa Widulińska
Założycielka Akademii Zdrowego Człowieka i Akademii Liderów
Copyright © Ewa Widulińska 2024 | All rights reserved | Polityka prywatności